Szukając wczoraj jednego z tekstów odkryłam na twardym dysku mój pierwszy projekt tomiku - sprzed dziesięciu lat. Zatytułowany "Progi", oznaczony jako "Bierezin 2006". Zawiera oczywiście wiersze - dużą część stanowią "Sonie", jest kilka z tych, które trafiły do "lewej strony", ale jest też trochę takich, które albo nie pasowały nigdzie, albo zdawały mi się z jakiegoś względu słabsze. Sporo czułostkowych (wiem, wiem, moja słabość). Więc dziś - jeden stary tekst, do którego mam ogromny sentyment i kilka nowych zdjęć.
Ziemia jest wspaniałym miejscem na miłość
Kiedy wychodzę z pracy i słyszę w końcu (w końcu!) jak rosną
te młode zielone, i zatrzymuję się zadziwiona koncertem szalonym,
rozdźwięczonym, wysyłanym rozpaczliwie w powietrze, jak prośbę,
by przestało dzielić, to myślę, że Ziemia jest wspaniałym
miejscem na miłość. Mimo wszelkich drżeń, takiego skomlącego
chodzenia na niskich łapach, jest! Wiem, że zapytasz, drwiąco
sięgając po moją przeszłość: na jakim przejściu czyta się to
od oddechu do palca? Nie będę mówić. Powiedzenie niczego
jest najlepszą odpowiedzią. Gdybym próbowała wyrażać się
w okrągłych zdaniach, zawsze znalazłbyś przeciw. A co
rzekniesz, ty zabłąkany pomiędzy swoje/moje odcienie, na moje
nic?
Więc uwierz. Nie słowom, żarliwym czy lekkim frazom, szeptanym
w najcieplejszy zaułek skóry. Uwierz dwóm listkom rozświetlającym
się wiosną. I patrz, czy jesienią nie zgasną. Badaj dotykiem, miękkością
zarysu podbródka, tym lekkim oddechem blisko, blisko. Który dla
czarnych, wygiętych witek zakrywających zielone jest wichurą, potem
deszczem, burzą, huraganem. Wszystkim wreszcie. I kiedy nie zgasną
te rozświetlone, jeśli nie zgasną, przyjdź i zapewniaj mnie o cudzie
tego miejsca, o jasnych porankach wzdłuż, wszerz, wciąż po kolei.
Porankach przeciwnych zachodom, które się kocha kiedy jest smutno.
rozdźwięczonym, wysyłanym rozpaczliwie w powietrze, jak prośbę,
by przestało dzielić, to myślę, że Ziemia jest wspaniałym
miejscem na miłość. Mimo wszelkich drżeń, takiego skomlącego
chodzenia na niskich łapach, jest! Wiem, że zapytasz, drwiąco
sięgając po moją przeszłość: na jakim przejściu czyta się to
od oddechu do palca? Nie będę mówić. Powiedzenie niczego
jest najlepszą odpowiedzią. Gdybym próbowała wyrażać się
w okrągłych zdaniach, zawsze znalazłbyś przeciw. A co
rzekniesz, ty zabłąkany pomiędzy swoje/moje odcienie, na moje
nic?
Więc uwierz. Nie słowom, żarliwym czy lekkim frazom, szeptanym
w najcieplejszy zaułek skóry. Uwierz dwóm listkom rozświetlającym
się wiosną. I patrz, czy jesienią nie zgasną. Badaj dotykiem, miękkością
zarysu podbródka, tym lekkim oddechem blisko, blisko. Który dla
czarnych, wygiętych witek zakrywających zielone jest wichurą, potem
deszczem, burzą, huraganem. Wszystkim wreszcie. I kiedy nie zgasną
te rozświetlone, jeśli nie zgasną, przyjdź i zapewniaj mnie o cudzie
tego miejsca, o jasnych porankach wzdłuż, wszerz, wciąż po kolei.
Porankach przeciwnych zachodom, które się kocha kiedy jest smutno.
Wiersz jest naprawdę wspaniały :) Nie wierzę, że nigdzie nie pasował.
OdpowiedzUsuńNie pasował, bo - prawdę mówiąc - nie jest najlepszy. Ale za to jaki czuły! ;)
Usuń