Wracam dziś do domu w deszczu, bez parasolki, na szczęście ulewa chwilowo się powstrzymuje. Przy bramce mam lipy, piękne, obsypane kwiatem - trochę już go naskubałam na zimowe zaparzania. I zapach - czy wiedzieliście, że mokre kwiaty lipy pachną tak intensywnie? Zawsze myślałam, że te rozgrzane upałem wydzielają najmocniejszy aromat. I mam tak: lipy w deszczu z tą miodową wonią, świeżo skoszona trawa - wilgotna pachnie mocniej i słodkie kwitnące klony. Gdybym mogła, zmieszałabym te zapachy i używała jako perfum. Jo zabrania mi w wierszach używać tej całej zieleniny, którą mam dookoła, ale jak mam się powstrzymać, kiedy ten kolor, ta różnorodność, te aromaty to jedna z najpiękniejszych rzeczy, które nam się na ziemi przytrafiają. :)
alergiczna masakra ;]
OdpowiedzUsuńAhahahha, no nie pomyślałam. :D
OdpowiedzUsuńpopieram anonimowy komentarz:)
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy zapach w perfumach uczulałby? ;D
OdpowiedzUsuńjeśli ktoś jest uczulony na zapach, to tak, jeśli zaś na pyłki to nie ;)
OdpowiedzUsuńJo się zna, w końcu jest biologiem... :D:D
OdpowiedzUsuńŚwieżo skoszonej trawy nie lubię ..... ale reszta jest bardzo OK ..... zwłaszcza po deszczu :)
OdpowiedzUsuńA ja i świeżo skoszoną trawę, i suszące się siano - mam bzika na punkcie tych wszystkich zapachów. :)
OdpowiedzUsuń