Łączę te dwa dni w jeden, gdyż z powodu pewnej niespodziewanej niespodzianki w niedzielę nie mogłam wskoczyć w moje autko zwane Mundkiem i obejrzeć festiwalowych spektakli. Z mojego wywiadu wynika, że warte były obejrzenia, więc trochę żałuję jednak.
Za to dziś nie żałowałam sobie!
Rano wskoczyłam do pracy na chwilę, zaś później czekało mnie szkolenie na temat statutów szkół. Pozwólcie, że oszczędzę Wam tłumaczeń i wyjaśnień. Kto wie - ten wie, a kto nie wie - niech się cieszy, że nie musi wiedzieć. Aczkolwiek szkolenie było w porządku. Wybaczcie wszyscy, którzy do mnie dzwoniliście czy pisaliście, ale telefon w czasie szkolenia i później, w czasie spektakli, miałam wyciszony. Komu mogłam, odpowiadałam w międzyczasie, do kogo dałam radę, dzwoniłam.
No i, no i, no i... wreszcie nadeszła 17.00 i spektakl pierwszy, czyli
Na arce o ósmej
który okazuje się być właściwie spektaklem dla dzieci. Sympatyczna scenografia, sympatyczni aktorzy z Wileńskiego Kameralnego Teatru, ale no - dziecięcy spektakl, trochę dłużyzn. Fakt, że może się dłużyć, ponieważ grany jest w języku litewskim i nic a nic nie rozumiem. Troszeczkę ukłonów w stronę Polaków w postaci wtrętów w języku polskim, które wywołują wybuchy śmiechu na widowni. No i fabuła w kilku zdaniach wyświetlana na ekranie. Ot, poprawny teatr dla malucha.
Kurcgalopkiem, spóźnieni, lecimy z BTL-u do AT. Na szczęście czekają, ponieważ żałowałabym, gdybym nie obejrzała spektaklu drugiego zatytułowanego
Dzień osiemdziesiąty piąty
powstałego na podstawie noweli Hemingway'a "Stary człowiek i morze". Już w recenzji Ania podkreśliła ten inny punkt widzenia: jesteśmy w szpitalu, bohater czuje się samotny, tęskni za wnukiem, przeszłością, morzem, obok czuwa pielęgniarz, razem wyruszają w morze. Wciąż przeplatają się dwie rzeczywistości, dwa plany. Jednocześnie jesteśmy na łóżku w szpitalu i na łodzi w czasie połowu. Widzimy ból i tęsknotę, śmierć i spokojne odchodzenie bohatera. Lalka jest animowana genialnie. Pielęgniarz-aktor jest jednocześnie lalką-starcem. Panowanie nad ruchem, zupełnie inne głosy obu postaci są zachwycające, a spektakl jest piękny i wzruszający. Jeżeli ktoś mieszka w Wałbrzychu - polecam!
Wracamy do BTL-u, po drodze wpadamy na lody (karmel z solą - genialne!). I na koniec teatr grecki (nie, nie, nie będzie żadnych starożytnych teatrów):
Dom Klaunów
i tutaj jestem nieco rozdwojona. Na zaciemnionej scenie - pokój, który przekształcany w różne pomieszczenia jest miejscem kolejnych etiud. Całość czytam jako spektakl o zniewoleniu codziennością i zatraceniu się w tej swojej codzienności. Potrzebuję jednak znaleźć wiersz, zdaje się pod tytułem "Dom Klaunów", który brzmi pomiędzy etiudami. Niestety, brzmi w języku angielskim, a chociaż z moim angielskim lepiej niż rok temu, to jednak jeszcze wiele mi brakuje... Wprawdzie Janusz sobie zażartował, że jeżeli taki ma być grecki teatr, to on dziękuję, ale mi się zdaje, że chodzi o pokazanie różnych realizacji lalkowych. I rzeczywiście spektakl wyróżnia się - zwłaszcza od strony technicznej, lalki są animowane genialnie. Historyjki są krótkie: człowiekowi nadmiernie oglądającemu TV odbiornik niszczy głowę, gospodynię domową unieruchamia za pomocą kabla odkurzacz, a lampa przyczynia się do spalenia postaci, od słuchania wrzasków i hałasów płonie mózg, bankowiec rzyga pieniędzmi i umiera, a kobiecie wiecznie ryczącej i nie wiedzącej czego chce księżyc... ucina głowę. I uwierzcie, ten ruch księżyca na niebie tnący jak sierp sprawił, że wybuchnęłam głośnym śmiechem, tak surrealistycznie podsumował wcześniejsze etiudy autor. Niestety, lalki nie były duże, raczej przeznaczone do niewielkiej sali, oświetlenie niezbyt jasne (lalki animowane "od tyłu"), dlatego żałuję, że nie mogłam być bliżej i przyjrzeć się uważnie wszystkim niuansom.
Na koniec jeszcze wymiana wrażeń i już mknę do domu po drodze podrzucając Olę, która wkrada się na plac budowy, przez który przedostaje się do siebie. Czekam na recenzje, potem redakcja, kończę właśnie ten post. Jest pięć minut przed pierwszą. Pięć po pierwszej pewnie będę już spać snem sprawiedliwego. Przede mną pobudka o 6.30, długi dzień w pracy, spektakle i na koniec próba "Parostatku". Oraz znów oczekiwanie na recenzje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz