No bo tak - niby są wakacje, ale nie wszyscy mają wakacje. Niby jest lato, a wcale nie jest za gorąco. Niby owoce dojrzewają, ale zdają się małe i kwaśne. Na pewno tak jest z wiśniami. Natomiast jestem ciekawa mojej ulubionej jabłonki, która została przycięta na przedwiośniu i ma mnóstwo jabłuszek. Dojrzewają we wrześniu i uwielbiam wracając z pracy zboczyć pod drzewo i nazbierać prawdziwych owoców. W ubiegłym roku miała ich mało, ciekawe, co będzie w tym.
Czereśnie przydomowe też późne jakoś, ale od czasu do czasu kilka zrywam i niosę mamie, która lubi. I przypomina mi się, kiedy z mamą zrywałyśmy pierwsze owoce - najpierw dla rodzinnych dzieci, bo witaminki, bo trzeba, żeby jadły... Ach, ten beztroski czas młodości. A tu nasze najmłodsze dziecko zamierza się żenić lata tydzień. A pamiętam tego słodziaka (zamorduje mnie) uroczo mówiącego "kulpeciki" na pulpeciki. Życie. :)
Ja czekam na papierówki, jeszcze moment, jeszcze chwila!
OdpowiedzUsuńLubię takie teksty – bez presji, bez konkretnego celu, po prostu kilka myśli, które płyną swoim rytmem. Czasem właśnie „trochę o niczym” najlepiej oddaje to, co naprawdę mamy w głowie i w sercu.
OdpowiedzUsuńFajnie się tu zagląda, bo jest w tym blogu coś autentycznego, spokojnego. W dzisiejszym świecie to naprawdę dużo.
Dzięki, że piszesz – nawet o niczym 😉