czwartek, 18 lipca 2013

Czas na Irlandię: spacer po Dublinie, część I

Do Dublina jedziemy autobusem - dwie godziny z Athlone i pierwszą rzeczą, którą robimy, jest wizyta w pubie... Irlandzka nazwa stolicy: Baile Átha Cliath.

Ale decydujemy się tylko na kawę, moje latte jest pyszne.



































I ruszamy, ulice, uliczki...


I piętrowe autobusy.

  
Rzeka Liffey dostojnie toczy swoje wody ku Zatoce Dublińskiej  - Morzu Irlandzkiemu.




Liffey dzieli Dublina na dwie części: Northside oraz nowocześniejszą i bardziej zamożną Southside, którą widać na zdjęciu powyżej i poniżej. 


Najpierw jednak udajemy się do Trinity College, czyli Uniwersytetu Irlandii założonego w 1592 roku. 







Najciekawszym obiektem kompleksu jest uniwersytecka biblioteka, znana z kolekcji iluminowanych rękopisów z najsłynniejszą Księgą z Kells (Book of Kells) - to manuskrypt z około 800 roku, bogato iluminowany przez celtyckich mnichów, pochodzący prawdopodobnie z klasztoru na wyspie Iona założonego przez św. Kolumbę. W planach mamy wizytę w bibliotece, ale niestety - kolejka, jak widać na zdjęciu, jest kilometrowa. Nie zobaczylibyśmy nic więcej, więc decydujemy się tylko na oglądanie z zewnątrz, obiecując sobie, że następnym razem (ach, kiedyż to będzie?) koniecznie musimy wejść do środka!

Niektórych kolejka nie wzrusza...


Spacerujemy jednym z najsłynniejszych deptaków Dubilina, Grafton Street.



































Podziwiamy pomnik Molly Malone, pięknej sprzedawczyni ryb, pracującej na ulicach Dublina, która zmarła młodo z powodu febry, bohaterki pieśni irlandzkiej pod tym samym tytułem:

Wśród wzgórz Dublin skryty gdzie łąki i kwiaty po raz pierwszy ujrzałem słodką Molly Malone Gdy toczyła swe taczki przez wąskie uliczki krzycząc: kraby i małże tu świeże dla was mam I tak toczy je w dal jak w dolinach fal krzycząc: kraby i małże tu świeże dla was mam

Wrzucam link do "Molly Malone" w wykonaniu Sinead O'Connor:



I dalej, podziwiamy uroczy Dublin.


No i oczywiście, jak na każdym deptaku - uliczni artyści, oto przegląd:

 






Irlandczycy lubią kolory, reklamy, witryny sklepowe, kawiarnie - wszystko barwne.







Po drodze widzimy ciekawą budowlę kościoła, chcemy wejść do środka, a tam... centrum informacyjne - faktycznie, nie ma na wieży krzyża - spostrzegam po wyjściu. Na schodku odpoczywa młody człowiek, który nie widzi, że ukradkiem pstrykam fotkę, no ale widok jest ciekawy. ;)

A na koniec pierwszego dublińskiego odcinka wrzucam kurę, która mnie zachwyciła... Nie mogę sobie darować, że nie kupiłam tej skarbonki, ale była duża i bałam się, że nie dowiozę jej do domu. Ja chcę taką kurę, buuuuuuu!



































Ciąg dalszy nastąpi, rzecz jasna - wkróce. :)

6 komentarzy:

  1. I rzecz jasna, że poczytam i pooglądam :) Grażyna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oro se do bheatha bhaile - też Sinead - fajny utwór. Podobno znaczy, oro witaj w domu, ale kto tam po irlandzku czegokolwiek jest pewien ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba się mylisz Albert, ale nawet nie spróbuję Cię przekonywać.

      Usuń
  3. Widzę, że czasy PRLu niczego was nie nauczyły (to w kwestii kolejki do biblioteki) przecież to jasne, że trzeba było mieć krzesełko i system zmianowy! :]

    OdpowiedzUsuń